OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

piątek, 29 stycznia 2016

Wypadek w Grabaninie koło Żmigrodu - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Wypadek w Grabaninie koło Żmigrodu.
Grabanina, koło Żmigrodu.

Dnia 25 kwietnia zdarzył się w Grabaninie ad Sadki koło Żmigrodu straszny wypadek. 15-letni chłopak, Władysław Balicki, syn Antoniego, wydalił się około godz. 4-tej po południu z domu, mówiąc, że idzie do kościoła na nieszpory. Zamiast do kościoła poszedł jednak na polną drogę i w odległości około półtora kilometra od domu rodziców, niedaleko wsi Toki, rozpoczął strzelaninę w ten sposób, że już wystrzelony szrapnel silnie naładował prochem, a oparłszy go o kamień, począł, klęcząc, zapalać proch. W tej chwili nastąpił strzał straszny. Szrapnel, silnie naładowany, został rozerwany na kawałki, kamień, o który był wsparty, starty został na piach. Odłamki szrapnela rozbiły chłopakowi czaszkę, tak, że aż mózg się pokazał, a siła wybuchu urwała chłopcu rękę tak, że jej dotąd odszukać nie zdołano. Chłopak miał jeszcze tyle siły, że przy pomocy ojca zawlókł się do domu, jednak na drugi dzień koło pół do ósmej rano zmarł. [...]
K.Z.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Nowy różdżkarz polski w sutannie - artykuł prasowy z roku 1937.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.

Nowy różdżkarz polski w sutannie
(Korespondencja własna „I.K.C.”).

Gorlice, w grudniu

            W związku z powstaniem Polski „C”. ogarnęła ludzi istna gorączka poszukiwawcza. Szuka się wszędzie czyto minerałów, przeważnie rudy żelaznej, czy też nowych złóż roponośnych.
          Najsilniejszy ruch kopalniany ogarnął powiat gorlicki, który pod tym względem posiada już swoją tradycję.
          Powstaje cały szereg spółek, uruchamiają się kapitały nawet drobne mimo, że inwestycje w te przedsiębiorstwa wkładane są poniekąd hazardem. W jednym bowiem takim otworze, można zakopać od razu dziesiątki tysięcy i nic w zamian za to nie uzyskać – albo też w przeciągu paru tygodni z człowieka rozporządzającego skromnym kapitałem, stać się bogaczem.
                Powodzenie zależy tu niejednokrotnie nie tylko od fachowców geologów, ale dużo od szczęścia. Niewielkie uchybienie może sprowadzić zupełne fiasko, to też wśród przedsiębiorców i pionierów ruchu kopalnianego cieszą się dużem zaufaniem, nie tylko uczeni geologowie, ale i fachowcy mający w tym względzie długoletnie doświadczenie, takie jak posiadał np. śp. Władysław Długosz.
               Wśród poszukiwaczy nowych złóż roponośnych wielkim autorytetem cieszy się ks. Franciszek Głąb, wikarjusz z Rzepiennika Biskupiego, posiadający niezwykłe właściwości różdżkarskie. On to w Krygu, w tem nowem dziś zagłębiu naftowem, przy okazji pobytu u tamt. ks. proboszcza, w czasie przechadzki po terenach, wskazał nowe pokłady roponośne. Wielu niedowierzało, wielu uśmiechało się nato, jednak właściciele tych terenów p. Ignacy Król, poszedł za jego wskazówkami i dziś stał się prawie miljonerem. Teren bowiem okazał się wysoce bogatym w pokłady ropy naftowej – i tam, gdzie już zapowiadano koniec wszelkiej produkcji, dziś jeden otwór wyrzuca na powierzchnię około 30 cystern miesięcznie doskonałej ropy naftowej.
              Właściwościami temi ks. Głąba zainteresował się szereg spółek a między innemi i Spółka Kasztelania w Bieczu (Merkury) pozostająca pod technicznem kierownictwem p. Witolda Hefki. Zaproszony przez niego ks. Głąb wskazał miejsce pod nowy szyb kopalniany, i dziś po upływie 8 tygodni z miejsca tego bije źródło najcenniejsze ropy naftowej, niespotykanej na innych terenach. Jak wykazała bowiem analiza, ropa ta zwiera 52 proc. benzyny, 43 proc. nafty, a jedynie 5 proc. innych składników bitumicznych, bez śladu asfaltu, czego się rzy innych gatunkach ropy nie spotyka.

             Ks. Głąb jako różdżkarz cieszy się wielkiem wzięciem i wiele osób zwraca się do niego o wskazówki.    

piątek, 22 stycznia 2016

Wysowa. Zdrojowisko w dolinie Ropy - artykuł prasowy z roku 1931.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Zdrojowisko w dolinie Ropy.


         Wysowa. Wieś i zakład zdrojowy tej samej nazwy leżą w południowej części powiatu gorlickiego na wysokości 525m. n.p.m. Na niewielkiej stosunkowo przestrzeni, w bliskiem sąsiedztwie jedno od drugiego położone, tryska tam 7 źródeł szczawy z wodą o różnem stężeniu i o wcale różnorodnym składzie. Kolejne rozbiory, Trochanowskiego z r. 1879, Radziszewskiego z r. 1882, oraz drugi rozbiór Trochanowskiego z lat 1891 i 1895, wreszcie rozbiór najbardziej stężonej szczawy ze zdroju Słonego, wykonany przez L. Marchlewskiego w r. 1925, stworzyły dobre podstawy dla klasyfikacji wód wysowskich, stwierdzając równocześnie zasadniczą stałość ich chemicznego składu, a tem samem także ich lekarską i kupiecką wartość. Z przeglądu tablic rozbiorów wynika, że wody te stoją w pośrodku między szczawami z doliny Dunajca z jednej, a z doliny Popradu z drugiej strony. Naddunajcowe przypomina najbardziej woda ze zdroju „Słony”, nadpopradzkie woda ze zdrojów Józefa i Wandy. Pokazują to bardzo wyraźnie tablice rozbiorów z wpisanemi w nie w gramach ilościami najistotniejszych składników, zawartych w litrze wody. 




          Pod względem klimatycznym nie różni się Wysowa zasadniczo od innych zachodnio małopolskich karpackich uzdrowisk.
          Pomimo bardzo wartościowych wód leczniczych i dobrego górskiego klimatu nie zajął stworzony tam około r. 1880 zakład zdrojowo–kąpielowy poważniejszego stanowiska, nawet po uzyskaniu w r. 1882 wszelkich prawnych zabezpieczeń, zapewnionych przez małopolską ustawę dla uzdrowisk. Znała go i korzystała z niego prawie że wyłącznie tylko niezamożna ludność żydowska pobliskich miast i miasteczek. Przybysze z dalszych okolic, nawet już z Krakowa, należeli do względnych rzadkości. Wszystko, co Wysowa dać mogła, było bardzo skromne, aż nadto skromne. O istotnej rentowności nie mogło być i mowy nawet w tych warunkach. Na urządzenie zakładu i na rozbudowę trzeba było znacznego kapitału, a nie rozporządzał nim żaden z pośród  kilku, zmieniających się dość często właścicieli. Przyszła wreszcie wojna. W toku ciężkich walk gorlickich w maju 1915, uległa Wysowa zniszczeniu wraz  z całym zakładem kąpielowym. Ostały się tylko źródła i – dziwnym zbiegiem okoliczności – także rozległy, wcale niebrzydki park zdrojowy.
           Przez parę lat leżało wszystko odłogiem. Pewne ożywienie wniosła dopiero, jako nowy właściciel zakładu, zdrojowa spółka wysowska, stworzona w roku 1921 z inicjatywy lekarskiej. W ciągu następnych lat ujęto na nowo źródła, wybudowano nad 4–ma z nich estetyczny pawilon, przeprowadzono od wszystkich źródeł rurociągi do placu, na którym stanąć ma w przyszłości budynek kąpielowy, wybudowano domy administracyjne, uporządkowano drogę dojazdową. W r. 1925 rozpoczęła się eksploatacja i rozsyłka wody ze zdroju Słonego.
Wysowa. - Dom Zarządu.
         I skład chemiczny i dość już długie, bo kilkadziesiątletnie doświadczenie lekarskie uprawniają do tego, żeby wodę wysowską ze zdroju Słonego postawić w rzędzie najbardziej wartościowych wód leczniczych wogóle. Z wielką korzyścią dla chorych zalecać ją można zwłaszcza w nieżytach żołądka, jelit i przewodów żółciowych. Ale dobre usługi oddaje także w skazie podagrycznej, w kwaśnej kamicy nerkowej i w nieżytach dróg moczowych zwłaszcza miedniczek nerkowych. Nie godzi się również zapominać  o wszelkiego rodzaju nieżytowych sprawach narządu oddechowego, gdzie wody alkaliczno–słono–wapniowe już od bardzo dawna cieszą się zupełnie zasłużonem powszechnem uznaniem.
          Polski świat lekarski nie docenia wartości wody wysowskiej w znacznej części zapewne dlatego, że słyszy o niej rzadko, a więc i wie za mało. Do obudzenia powszechnego zajęcia w sferach lekarskich przyczyniłyby się w wysokim stopniu poważne publikacje, oparte na ścisłych badaniach klinicznych. Biodynamiczne i lecznicze własności wody ujawniłyby się wtedy w całej pełni. O tego rodzaju publikacje powinien postarać się jak najrychlej zarząd wysowskiego zdrojowiska.

           Przy obecnem swojem urządzeniu i rozbudowaniu nie może Wysowa pomieścić w porze zdrojowej więcej, aniżeli kilkaset osób i prócz wody oraz dobrego górskiego klimatu nie może im dać niczego więcej. Trzeba, ażeby mogła dawać więcej i żeby liczba tych coby z tego korzystać mogli, szła w tysiące. Szkoda po prostu marnujących się leczniczych skarbów przyrody.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Bibułkarstwo - wersja rozszerzona

              Tradycja tworzenia ozdób z bibuły wiąże się ze zwyczajem zdobienia izb mieszkalnych, głównie z okazji dorocznych świąt kościelnych. Bibuła znalazła zastosowanie przy wyrobie ozdób w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Wcześniej izby chłopskie na czas świąt dekorowano głównie gałęziami czy tzw. podłaźniczkami - wierzchołkami jodły lub świerka, zawieszanymi pod sufitem izby. Wykonywano także tzw. pająki – ozdoby ze słomy. Wykorzystanie bibuły dało większe możliwości dekoracyjne.
             W ich wyrobie specjalizowały się dziewczęta. Kobiety, które zajmowały się wyrobem kwiatów z bibuły nazywano kwiaciarkami. Bibułkarstwem gospodynie zajmowały się głównie w długie, zimowe wieczory, ubarwiając pozbawioną kolorów porę roku. W uboższych rodzinach podejmowano w okresie przedświątecznym masowy wyrób kwiatów, przeznaczonych do sprzedaży na targu. Raczej rzadko wyrób kwiatów uprawiali mężczyźni, jednak niektórzy osiągali w tej dziedzinie sukcesy.

             Inspirację dla twórczyń stanowiła beskidzka przyroda. Ozdoby odwzorowywały głównie występujące w naturze kwiaty: maki, stokrotki, chabry, niezapominajki, dzwonki, ale również różne formy fantazyjne, od miniaturowych po olbrzymie, od prymitywnych wystrzyżonych i skręconych chochołów po przemyślnie ukształtowane arcydziełka, zależnie od umiejętności, dokładności i talentu wykonawcy. Podstawowy materiał do wyrobu to paski bibuły i drut, ale dla urozmaicenia wprowadza się także bibułę gładką, papier, pióra błyszczące itp. Mistrzostwo poszczególnych kwiaciarek przejawia się zarówno w doborze kolorów, jak i w formowaniu pojedynczych kwiatów, ale przede wszystkim w komponowaniu z nich większych dekoracji. Kompozycje takie miały różnorodne zastosowania. We wnętrzu mieszkalnym najbardziej zdobiona była galeria obrazów, których ramy okalano albo bukiecikami, albo wieńcem, lub girlandami kwiatów samych, bądź na pokładzie z żywej zieleni, jedliny czy widłaków. Podobne girlandki z drobnych kwiatów umieszczano pod taflą szkła ochraniającego obraz i te miały szansę dłuższego przetrwania mniej narażone na słońce, wilgoć czy kurz. Charakterystyczną ozdobę domowego ołtarzyka, zarówno małego – na półeczce zawieszonej w kącie, jak i większego – na komodzie czy stole, stanowił kwiatowy łuk (kabłączek, korona) okalający figurkę lub krzyż oraz dwa symetryczne bukiety ustawione po bokach. Bukiety te, zwane drzewkiem, rózgą lub palmą, na ogół płaskie, ze względu na brak miejsca, formowane były przeważnie na patyku, stąd ich nazwa -bukiety na patyku. Bukiet jako ozdoba stołu pojawił się później, w modernizowanych mieszkaniach, ale tutaj był to bukiet pełny, czyli wypuknięty. Popularną ozdobą ścian pokoju były bibułkowe ozdoby w postaci  niewielkich poduszek lub serc. Do dziś dekorowane są kwiatami z bibuły kapliczki, a także ołtarze i feretrony w kościołach wiejskich. Nierzadko zwraca się przy tym uwagę na symbolikę kolorów – za najbardziej odpowiednie dla przedstawień matki boskiej uznawane są biały i błękitny, świętej Barbarze i innym męczennikom przysługuje kolor czerwony, a świętemu Józefowi – pomarańczowy. Barwne kwiaty z bibułki na wielu terenach dodawane są do różnego rodzaju typu pająków, do wielkanocnych palm, rzadziej do wieńców dożynkowych. Wykonuje się z nich szereg akcesoriów weselnych. Największą rozmaitość tychże zaobserwowano w Beskidzie Żywieckim. Spotkać tu można woniącki – bukieciki do ubiorów i kapeluszy w odpowiednich barwach dla pana młodego, starostów, drużbów i reszty orszaku. Odmienne w formie bukiety – chochołki zdobiły uprząż koni wiodących weselników do kościoła. Kwiatkami z bibuły przybierano dawniej weselną rózgę, później układano z nich bukiet dla panny młodej.  Wianek z takich kwiatów nosiła panna młoda, druhny, a także dziewczynki przystępujące do pierwszej komunii (dla nich wykonano też gałązki lilii). Do wieńców pogrzebowych czy nagrobnych masowo przygotowywanych na dzień wszystkich świętych stosowane są, zależnie od okolicy kwiaty w barwach stonowanych (białe, czarne, fioletowe) lub rzadziej różnokolorowe. Nowszym zwyczajem stało się w niektórych regionach sporządzanie przez dziewczynę dla wybranego kawalera prezentu imieninowego w postaci wieńca, sporych nieraz rozmiarów (żywieckie) lub kosza kwiatów  (np. myślenickie, sądecczyzna ). W dekoracji tej bywa butelka wódki czy papierosy. Kompozycje z bibułkowych kwiatów pojawiały się z rzadka na przeglądach i konkursach sztuki ludowej lub pamiątkarstwa, ale prawdziwą ich karierę zapoczątkowała wystawa zorganizowana  w 1965 r. z inicjatywy Cepelii w Warszawie, torując im drogę do sieci handlowej. Stały się przez parę dziesięcioleci popularnym w kręgach miejskich prezentem, przystrojem stołu i ścian, a także sklepowych wystaw. Nastąpiło to w okresie, gdy moda na kwiaty z bibuły w środowisku wiejskim wyraźnie przemijała, wypierały je bowiem trwałe i bardziej odpowiadające współczesnej estetyce kwiatki z mas plastycznych. Podtrzymywanie, a zwłaszcza przekazywanie następnym pokoleniom tej gałęzi sztuki ludowej mają na celu konkursy, np. w Małopolsce organizowane od roku 1970 przez Muzeum w Żywcu oraz Miejski Dom Kultury w Myślenicach. Konkursy myślenickie, organizowane odtąd co roku pod nazwą „Kwiaty polskie” stopniowo powiększały zasięg od lokalnego po ogólnopolski. Rywalizują w nich przede wszystkim liczne grupy kwiaciarek z żywiecczyzny i myślenickiego. Odrębne miejsce wśród sztucznych kwiatów zajmują kwiaty z wiórów, które zaczęto produkować z tego surowca w Koziegłowach (częstochowskie). Produkowane na użytek środowiska wiejskiego, sprzedawane były na okolicznych jarmarkach. W latach 60. zainteresowała się nimi Spółdzielnia Pracy z sąsiedniej wsi Zawada, której udało się z kolei zainteresować tą produkcją Cepelię. W wyniku działalności opiekuna plastycznego spółdzielni, w miejsce nie cieszących się uznaniem artystycznych kwiatów, zaczęto wprowadzać do produkcji różnego rodzaju ptaszki, palmy, stylizowane kwiaty z barwionych wiórów (w 1977 r. produkowano 150 wzorów). Produkcję tę, choć nawiązującą do tradycyjnych, miejscowych umiejętności plecionkarskich trudno jednak zaliczyć w pełni do twórczości ludowej. 

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Gorlicka rada miejska w płomieniach… - rok 1936.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Gorlicka rada miejska w płomieniach…
W czasie poniedziałkowego posiedzenia rady miejskiej w Gorlicach w budynku magistratu wybuchł groźny pożar.
Na Sali obrad powstała panika, kłęby dymu otoczyły budynki miejskie obok rynku, w których oprócz biur zarządu miasta na pierwszem i drugiem piętrze mają pomieszczeni szkoły powszechne.
Ze szkoły powszechnej męskiej wydostawał się na zewnątrz czarny gryzący dym, lecz ognia nie było widać.
Zaalarmowana straż pożarna po dłuższem przeszukiwaniu wszystkich ubikacyi odkryła ogień pod podłogą w Sali szkolnej na pierwszem piętrze.
Paliły się belki sufitowe i podkłady pod deskami podłogi.
Pożar powstał od kanałów kominowych. Po wyrąbaniu podłogi ogień ugaszono. Wydostanie się ognia na zewnątrz podłogi, napuszczonej olejem, równałoby się pożarowi całego budynku.

Pożar w Wysowej - rok 1936.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Wysowej
Od iskry z pieca spłonęły trzy domy z przyległościami. We wsi Wysowa pow. Gorlice na Łemkowszczyźnie od iskry z pieca piekarskiego zapalił się dom z warsztatem tkackim Femji Moskal. Ogień rozszerzył się na sąsiednie domy, zagrażając zniszczeniu całej wioski. Dzięki wysiłkom miejscowej straży ochotniczej i ludności, pożar zlokalizowano. Spłonęły trzy domy wraz z zabudowaniami gospodarczemi. Szkoda znaczna. W czasie akcji ratunkowej poniósł poparzenia Józef Ferenz, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Wysowej.

Eksplozja i pożar kopalni w Lipinkach - rok 1935.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Eksplozja i pożar kopalni w Lipinkach

Onegdaj w nocy w centrum gorlickiego zagłębia naftowego w Lipinkach od iskry z komina parowej lokomobili zapaliła się kopalnia ropy „Polon”, w następstwie czego eksplodował zbiornik z benzyną, który rozniecił pożar do olbrzymich rozmiarów. Dopiero przy wysiłkach ochotniczej straży pożarnej z Lipinek po kilkunastogodzinnej pracy ogień udało się zlokalizować. Straty spowodowane pożarem wynoszą 40.000 zł.

Katastrofalna powódź w Jasielskiem. - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Katastrofalna powódź w Jasielskiem.

Jasło, 16 lipca. (NS). Katastrofalna powódź w Jaśle i powiecie jasielskim wskutek kilkudniowych opadów deszczu przybrała olbrzymie rozmiary, jakich nie pamiętają ludzie od setek lat. Rzeki górskie Jasionka, Wisłoka i Ropa, które pod Jasłem łączą się, zalały wszystkie dzielnice miasta niżej położone, a to t.zw. Targowicę Przedmieście, Ułaszowice, oraz pobliskie wsie. – Domy mieszkalne zostały zalane. Mieszkańców delożowano.
W okolicy Żmigrodu nastąpiło oberwanie się chmury. Sytuacja jest beznadziejna. – Woda zalała przestrzenie na szerokości paru kilometrów. Widać pozrywane domki, stodoły z inwentarzem, snopki ze zbożem.
Pod Skołyszynem na linji Stróże- Jasło tor kolejowy został przerwany. Pociąg, jadący z Jasła o godz. 2-giej musiał zawrócić. Także połączenie na linji Jasło – Rzeszów zostało przerwane z powodu zalania, oraz obsunięcia się góry, która zasypała tor kolejowy. Rurociąg gazowy Jasło – Gorlice został przerwany, na rzece Jasiołce koło Nygłowic pod Jasłem. Dopływ gazu do rafinerji Standard Nobel w Libuszy został przerwany. Mur oporowy wysokości 4 m. okalający dziedziniec synagogi w Jaśle na długości 15 m. obsunął się i zatarasował ulicę na wysokość 3 m. Wypadku z ludźmi na szczęście nie było.
Deszcz pada ciągle. Sytuacja jest bardzo groźna. W akcji ratowniczej bierze udział straż pożarna, członkowie Zw. Strzel., harcerze, członkowie Sokoła, zw. Rezerwistów i t. d. Słyszy się ciągle głosy ludzi siedzących na dachach swych domów i wzywających pomocy.
W Kołaczycach pod Jasłem sytuacja również przedstawia się bardzo groźnie. Komunikacja kolejowa Jasło – Stróże będzie prawdopodobnie na dłuższy czas przerwana.

Zarząd gminy żydowskiej w Gorlicach o powodzi - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zarząd gminy żydowskiej w Gorlicach o powodzi
Zarząd gminy żydowskiej w Gorlicach nadesłał Żydowskiej Agencji Telegraficznej sprawozdanie z olbrzymich strat , poniesionych przez ludność żydowską w powiecie gorlickim, które szacowane są co najmniej na 268.000 zł. Szczególnie ucierpiała dzielnica „Zawodzie” w Gorlicach zamieszkała wyłącznie przez biedotę żydowską. Rzeka Ropa wyszła z brzegów i zalała całą tę dzielnicę. 60 rodzin straciło cały swój dobytek. Straty wynoszą co najmniej 40.000 zł.
Również w okolicznych wsiach i miasteczkach powódź zniszczyła wiele żydowskich domów i przedsiębiorstw. Poszkodowani Żydzi nie mają żadnych źródeł egzystencji, ponieważ brak im środków, koniecznych dla odbudowy zburzonych warsztatów pracy.

Również gmina żydowska poniosła znaczne straty. Potężny prąd wody zniszczył mur dokoła cmentarza i zburzył kilkadziesiąt nagrobków. Gmina żydowska ocenia straty na przeszło 5.000 złotych.

Kolejna fala - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Kolejna fala
Gorlice, 23 lipca. W Poniedziałek w godzinach popołudniowych nad pow. Gorlickim przeszła wielka burza, połączona z oberwaniem się chmury. Ulewa spowodowała wezbranie Ropy, która rozlała szeroko, zalewając wiele domów i niszcząc te obszary, które ocalały z pierwszej powodzi.
Wskutek lokalnych burz połączonych z ulewnemi deszczami ponownie wezbrało wiele potoków górskich i rzek, na szczęście tylko przejściowo.

Gorlice odcięte od świata przez cztery dni. - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Gorlice odcięte od świata przez cztery dni.
Wskutek zerwania mostów drogowych, uszkodzenia torów kolejowych i poprzerywania połączeń telefonicznych miasto Gorlice i okolice były przez cztery dni odcięte od świata.

Seria powodzi w gorlickim - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Seria powodzi w gorlickim
Pierwsze obliczenia szkód wyrządzonych przez powódź w powiecie gorlickim dają w sumie kwotę 5 miljonów złotych. Przedewszystkiem uległy zniszczeniu plony w polu wzdłuż rzeki Ropy  wszystkich potoków górskich. Wartkie prądy wody na olbrzymich przestrzeniach wraz z plonami, zmyły także uprawną ziemię, potworzyły głębokie wyrwy, a w wielu miejscach podmyły brzegi rzek i spowodowały oberwanie się ziemi.
Wszystkie drogi w powiecie zostały uszkodzone i poprzerywane. Rzeka Ropa zerwała mosty w Hańczowej, Wysowej, Ropie, Szymbarku, i 2 w Gorlicach. Rzeka Biała zerwała drewniane mosty na drodze powiatowej w Jankowej i Bobowej.
Wskutek zalania wodą duże szkody poniosły kopalnie ropy, rafinerje i inne zakłady przemysłowe w Ropicy Ruskiej, Sękowej, Gorlicach, Glinku Marjampolskim, Libuszy, Bieczu i Załawiu.
Wielka ilość drzewa zgromadzona obok tartaków w Ujściu Ruskiem, Ropie, Gorlicach, Ługu popłynęła z wodą.
Setki domów zostało uszkodzonych a kilkanaście uniesionych przez wodę. W Gorlicach powódź zniszczyła park miejski i miejską rzeźnię.
Kolonje letnie dzieci były pod czujną opieką.
Liczne kolonje letnie dzieci szkolnych i harcerzy znajdujące się na terenie powiatu gorlickiego były zabezpieczone przed powodzią i miały zapewnioną żywność, a to dzięki osobistemu zajęciu się tą sprawą powiatowego starosty p. Czachowskiego.
W powiecie gorlickim nie było ofiar w ludziach.
Dzięki nadzwyczajnej sprawności Powiatowego Komitetu Ratunkowego pod przewodnictwem starosty Witolda Czachowskiego przy współpracy wszystkich organizacyj społecznych  życie ludzkie podczas powodzi w całym powiecie było zabezpieczone. We wszystkich zagrożonych powodzią miejscowościach wczas przymusowo wysiedlono mieszkańców. Osobom odciętym przez rwące nurty rzek wszędzie posłano ratunek. Dowodem tego jest wysłanie wśród ciemności nocy pontonu z obsadą złożoną ze strażaków z Gorlic o Biecza, gdzie uratowano 15 osób od śmierci w zalanych domach.
Burmistrz Gorlic kontuzjowany.
W akcji ratunkowej w Gorlicach odznaczył się niezwykłą odwagą i dzielnością burmistrz miasta, p. Andrzej Kwasowski, który z narażeniem własnego życia, wpadając po szyję w wodę, dając innym przykład, pomagał przy wysiedlaniu dzieci i starców z zalanych wodą domów.

W pewnej chwili brnąc po pas w wodzie przez ulicę upadł i odniósł ranę kolana. Mimo to wytrwał bez snu przez 48 godzin na najbardziej zagrożonych punktach. Rada Miejska na zebraniu bezpośrednio po powodzi uchwaliła mu i złożyła podziękowanie i uznanie.

Wielka powódź nawiedziła Łemkowszczyznę. - rok 1934

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wielka powódź nawiedziła Łemkowszczyznę.

Z Gorlic donosi (A.W.) Wskutek długotrwałych deszczów na Łemkowszczyźnie wezbrały wszystkie potoki górskie i rzeka Ropa, co spowodowało groźną powódź. Woda zalała okoliczne wsi Sękowo, Siary, Kobylankę, Zagórzany, Libuszą i część miasta Gorlic. Wiele domów znalazło się pod wodą.
Zorganizowano natychmiast akcję ratunkową pod osobistem kierunkiem burmistrza m. Gorlic p. Andrzeja Kwasowskiego przy współudziale funkcjonarjuszów P. P., ochotniczej straży pożarnej i funkcjonarjuszów zarządu m. Gorlic.
Przystąpiono do wysiedlania osób z dzielnic miasta Zawodzia, Blich i Parku miejskiego. Dotąd delożowano kilkaset osób.
Woda w dalszym ciągu wzbiera. Akcja ratunkowa trwa. W Sękowej zagrożony jest most. Rafinerja Ehrenberga i Holendra zalana wodą.
Rzeka Biała wezbrała koło Bobowej i zniszczyła dwa mosty drogowe, oraz uszkodziła tor kolejowy obok Bobowej.


Ofiar w ludziach dotychczas na szczęście niema. Deszcz w dalszym ciągu pada.

Szczegóły pożaru pałacu b. ministra Długosza - rok 1928.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Szczegóły pożaru pałacu
b. ministra Długosza
( Telefon od naszego korespondenta).
  Gorlice, 28 grudnia (m). O pożarze pałacu b. ministra Długosza w Siarach korespondent Wasz dowiaduje się następujących szczegółów: Ogień, który powstał na strychu objął momentalnie cały pałac tak, że o ratowaniu urządzeń z ubikacyj na pierwszym piętrze nie było mowy. Z chwilą przybycia straży ogniowej całe I. piętro stało w płomieniach, a służba pałacowa wynosiła kosztowne urządzenia z dalszych kondygnacyj pałacu na plebanję.
  Pastwą płomieni padło całe urządzenie piętra, starodawne meble m. in. bezcennej wprost wartości starodawne szafy i kredensy gdańskie, pozatem znakomite działa sztuki, jak obrazy mistrzów włoskich, rzeźby itd.
Przy gaszeniu pożaru czynne były straże ogniowe z Gorlic, z rafineryi nafty w Gliniku Marjampolskim oraz okolicznych fabryk.
  Zgliszcza dopalały się przez trzy dni, a w piątek rano wybuchł ponownie pożar w części parteru. Tym razem ogień zniszczył doszczętnie wspaniały pałac.
  Przyczyna pożaru dotąd nie ustalona. Prawdopodobnie ogień powstał w skutek wadliwej budowy komina.
  Pałac był ubezpieczony, natomiast nieubezpieczone były nagromadzone w nim działa sztuki. Straty olbrzymie , nie dadzą się na razie ustalić.

  Spalony pałac był jednym z najpiękniejszych w Małopolsce odnowiony przez właściciela zaraz po wojnie olbrzymim sumptem

Pożar pałacu b. ministra Długosza - rok 1928.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar pałacu b. ministra Długosza.
Pastwą płomieni padły cenne zabytki sztuki malarskiej.
Gorlice, 27 grudnia ( PAT). W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia spłonął doszczętnie w Siarach pod Gorlicami pałac b. senatora i ministra p. Długosza. Pożar powstał na strychu z nieznanych przyczyn o godz. 13 w czasie obecności w pałacu p. Długosza i rodziny. Część urządzenia zdołano uratować, reszta spłonęła.
  W czasie akcji ratunkowej rannych zostało podobno paru strażaków. Zgliszcza jednego z najpiękniej urządzonych w okolicy pałaców jeszcze płoną. Pastwą płomieni padły zabytki bezcennej wartości artystycznej, zwłaszcza obrazy wybitnych malarzy oraz tkaniny.

Gwałtowna burza w Łużnej - rok 1919.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Gwałtowna burza w Łużnej
Łużna, pow. Gorlice. Dnia 21 lipca br. o godzinie 2-ej popołudniu nawiedziła naszą gminę i okolicę straszna burza i ulewa. Wezbrane skutkiem tego potoki i rzeki górskie runęły gwałtownie na nasze pola, rwąc swą falą wszystko po drodze, co napotkały. Mosty i przechody zostały zniesione w jednej chwili; to samo stało się ze sianem i zżętem zbożem. Ludność zamieszkała w nizinach nad brzegami strumieni była zmuszona szukać schronienia na dachach i poddaszach - woda bowiem nadbiegła nagle. Okolice więcej górskie zniszczył grad, który wszystkie zboża na pniu wymłócił. Plon naszej całorocznej pracy, owoce zabiegów naszych zamienione dziś są w namuliska. Na pięknych łanach zbóż namuł i kamienie rzeczne.

Powódź w gorlickim - rok 1919.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Powódź w gorlickim
Dnia 21 lipca nawiedziła powiat gorlicki straszliwa klęska. Nastąpiło oberwanie chmury, wskutek czego małe nawet potoki przemieniły się w rwące rzeki i zalały pola, zniszczyły doszczętnie plony, pozrywały mosty i poniszczyły drogi, zalały mnóstwo domów, tak, że całe urządzenia domowe uległy zniszczeniu.Najstarsi ludzie nie pamiętają takiej katastrofy. W niektórych gminach, jak n.p. w Moszczenicy, w Turzy i innych, spadł równocześnie grad, który wytłukł zupełnie zboże na pniu, ziemniaki i wszystko, co rośnie w polu. Ogółem zniszczonych zostało 34 wsi i 2 miasta, to jest dolna część Gorlic i Biecz.

Pożar 6–ciu domów w Wapiennem - rok 1930.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar 6–ciu domów w Wapiennem

W sobotę 20 bm. [wrzesień] w nocy o godz. Wpół do 3–ej stanęły w płomieniach zabudowania gospodarza Piotra Czyża w Wapiennem pow. Gorlice. Ogień, który objął budynki bardzo szybko, przerzucił się na sąsiednie zabudowania gospodarskie. Pożar, trwający dłuższy czas, zniszczył 6 domów, 1 stodołę i stajnię. Szkoda wyrządzona przez ogień, wynosi około 30 tysięcy zł. Przeprowadzone na miejscu dochodzenia wykazały, że prawdopodobnie przyczyną pożaru było nieostrożne obchodzenie się z ogniem. Na szczęście, tak przy pożarze, jak i podczas akcji ratunkowej, nikt z ludzi nie odniósł obrażeń cielesnych.

niedziela, 10 stycznia 2016

Majowe mrozy w Dębowcu - rok 1917.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Majowe mrozy w Dębowcu
Dembowiec, w Jasielskiem. Miasteczko nasze położone jest na wzgórzu między Jasłem, a Żmigrodem. Od wschodniej strony płynie rzeka Wisłoka. Z powodu mrozów, jakie nas nawiedziły z końcem maja oraz wskutek wschodnich wiatrów, zniszczone zostały tegoroczne zasiewy. Od strony rzeki Wisłoki wymarzły żyta, jęczmień, owies; z grochu nic już nie będzie, a żyta trzeba kosić, bo miejscami kłosy białe i suche. D. Pyrcz

Wielki grad w Święcanach - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Wielki grad w Święcanach
Święcany w Jasielskiem. Dnia 5 lipca nawiedziła naszą wieś klęska. grad zniszczył zboże po części doszczętnie. Cieszyliśmy się bardzo urodzajami- w jednej godzinie radość nasza przemieniła się w rozpacz, bo plony grad wybił. W kilkunastu domach grad powybijał okna. Owoce grad prawie zupełnie zniszczył. J. Ignarski

Wypadek na kopalni nafty w Kobylance - rok 1913.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek na kopalni nafty w Kobylance
W Kobylance koło Gorlic, gdzie są źródła ropy, zdarzył się wstrząsający wypadek z powodu nieostrożności. Mianowicie niejaki Jan Kosiba zajęty ustawianiem rusztowania na wieży wiertniczej, spadł ze znacznej wysokości i tak się poranił, że po kilku godzinach zmarł, osierociwszy żonę i siedmioro dzieci . Zmarły miał 42 lat i wedle orzeczenia lekarzy przeprowadzających sekcyę zwłok miał jeszcze żyć 36 lat.

Zapadnięcie się lasu w Szymbarku - rok 1913.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zapadnięcie się lasu w Szymbarku
Ziemia zapada się. W gminie Szymbark (pow. gorlicki) znaczny obszar lasu, t.zw. "Szklarki", wynoszący około 80 morgów zapadł się w ziemię. Ze zwartej ściany drzew szpilkowych pozostał na powierzchni ziemi zaledwie ślad. Z wyniosłych drzew widać tylko wierzchołki. - Las "Szklarki" należał do obszaru dworskiego p. Groblewskiego. Ten sam los, co las, spotkał także 5 domów i 2 stodoły, zbudowane w pewnej odległości od lasu. Z powodu zapadania się ziemi domy i stodoły runęły. Wypadków z ludźmi nie było, gdyż włościanie, zamieszkujący budynki, opuścili je przed katastrofą, dzięki temu, że ziemia zapada się powoli. Na miejscu zapadłego obszaru ukazała się woda, która wzbiera coraz więcej i rozlewa się szeroko. Okoliczny lud, który zbiera się tłumnie na miejscu niezwykłego zjawiska, nazwał jezioro "Morskiem Okiem", twierdząc, że Morskie Oko w Tatrach nie może już pomieścić w sobie wody i szuka ujścia. Przyczynę tego zapadania się ziemi można wytłómaczyć po części tegorocznymi, ciągłymi deszczami. W okolicy tej nastąpiło dwa razy oberwanie się chmury.

Wypadek w Olszynach - rok 1913.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Olszynach.
Zakończył życie pod brzegiem rzeki w Olszynach, pow. Gorlice. Dnia 11 grudnia koło 5 godz. wiecz. powracali dwaj włościanie, 33 lat liczący Marcin P. i starszy Maciej P. z Jodłówki Tuchowskiej do Moszczenicy gościńcem  przez Olszyny. Wieźli duży brus kowalski. Nagle koń skręcił ku jednej stronie, a że było ciemno i ślisko, nagle wóz wywrócił się tak nieszczęśliwie, że obaj z urwistego i wysokiego brzegu runęli do wody. chociaż ratunek był prędki, to jednak po energicznej pracy ratunkowej udało się zaledwie Macieja P. przywrócić do przytomności, a Marcin P. miał złamany kark i wkrótce życie zakończył, zostawiając żonę, dwoje małych dzieci i 8 pasierbów.
Zaznaczam, że gościniec przez Olszyny dość zaniedbany, bo doły wybite, krajami wysokie i bystre brzegi nie zabezpieczone ani drzewem, ani poręczami. Tak samo przed paru miesiącami, chłopi wioząc węgle z Tuchowic do Ołpin, z wozem się wywrócili z tego brzegu i o mało się nie pozabijali. Antoni Figura. 

Straszny wypadek aptekarza w Gorlicach - rok 1912.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Straszny wypadek aptekarza w Gorlicach
Gorlice, 30 września.
W sobotę wieczorem znany powszechnie aptekarz tutejszy p. Hipolit Nowak uległ strasznemu wypadkowi, skutkiem którego walczy obecnie ze śmiercią.
Oto udawszy się ze świecą do piwnicy po benzynę, spowodował wybuch; płomienie objęły go w jednej chwili, raniąc i parząc śmiertelnie na całem ciele. Twarz i głowa pozbawione włosów i zarostu wygląda jak jedna straszna rana. Niemniej dotkliwe szkody znać na całem ciele.

Rannego w stanie beznadziejnym oddano opiece lekarskiej; nie ma wielkiej nadziei utrzymania go przy życiu.

Wypadek w Bierówce - rok 1912.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Bierówce
Bierówka (pow. Jasło). Dnia 2 maja jechał cesarskim gościńcem z nawozem Józef Z., były wójt. Był on na zarobku u Jędrzeja N. Naraz widzi na gościńcu kurz, więc odpiął konia i stanął z nim na boku, trzymając go w rękach. Naraz nadjechał samochód hrabiego Gniewosza tak nieostrożnie, że Z. przetrącił nogę, a konia wziął pod siebie i wlókł go ze 20 metrów. Koń wydarł się z pod samochodu i wpadł do fosy, gdzie zdechł. Samochód ujechał jeszcze z 25 metrów i stanął, bo zepsuł na koniu kocioł z benzyną. Jeden z obecnych.

Wypadek w Bryłach - rok 1912.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Bryłach
Nieszczęśliwy wypadek. W Bryłach (pow. Jasło) zdarzył się smutny wypadek: dnia 20 t.m. [marzec] wybrał się do lasu gospodarz Jan K., wójt tamtejszy. Ujechawszy nieco od domu stanął na drodze, by na koniu coś poprawić. Nagle koń go kopnął w brzuch tak silnie, że nieszczęśliwy umarł w 24 godzinach. Zmarły liczył lat 54, osierocił żonę i czworo dzieci. Józef Czajkowicz.

Pożar od pioruna rafinerii nafty w Gliniku Mariampolskim - rok 1911

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar od pioruna rafinerii nafty w Gliniku Mariampolskim
Gorlice 27 czerwca.
Wczoraj wieczorem szalała tu gwałtowna burza z piorunami. Około godz. 8-ej wieczorem piorun uderzył w rafineryę nafty Galicyjskiego Tow. Karpackiego firmy Bergheim i Mac Garvey.
Od pioruna zapalił się zbiornik ropy, umieszczony na wzgórzu nad rafineryą. Wkrótce wybuchł straszny pożar; morze płomieni objęło palny materyał. Pożar, wudny w szerokiej przestrzeni, trwał całą noc. O ugaszeniu go nie można było myśleć.
Nad ranem runęła przepalona ściana zbiornika. Paląca się ropa wylała się ze zbiornika i zalała szeroką na kilkaset metrów przestrzeń. Poprzez tor kolejowy i gościniec rządowy przedostała się ropa ku rzece.
W tej chwili Gorlice odcięte są od świata. Szyny zepsute i pociągi krążyć nie mogą; Słupy telegraficzne spalone i depesze wstrzymane. Urząd telegraficzny nie pełni służby. Poczta z trudem bocznemi ścieżkami przewozi listy do Zagórzan. Szkody znaczne.
Z powodu pożaru rezerwuaru ziemnego z naftą, w pobliżu stacyi Glinik Maryampolski, ogólny ruch na szlaku Zagórzany- Gorlice wstrzymano aż do odwołania.

Gorlice 28 czerwca
Płonący zbiornik ropy ma pojemności 15.000 cystern, znajduje się w niewielkiej odległości od fabryki, umieszczony jest na 4 m, głęboko w ziemi, a na 8 m. nad ziemią.
O godzinie 2 nad ranem, wał okalający część zbiornika na wysokości 3m. nad ziemią, wskutek gorąca przerwał się, a gotująca się ropa rozlała się na przestrzeń pół klm, kwadr., szerząc w około spustoszenie. Zniszczony jest tor kolejowy na przestrzeni 400m., spalone dwa małe mosty: kolejowy i na gościńcu rządowym.
Obecnie ( godz. 9 wieczór) pali się jeszcze ropa w zbiorniku.
Dotychczasową szkodę obliczają na 700.000 koron, nie licząc strat, wynikłych wskutek zniszczenia toru kolejowego.
Pociągi z Gorlic do Zagórzan nie odchodzą. Komunikacya kołowa odbywa się ścieżkami bocznemi.

Niebezpieczeństwo przeniesienia się ognia na dalsze rezerwuary i rafneryę minęło. Istnieje jedynie obawa, aby wskutek gorąca nie pękły rury podziemne, łączące palący się zbiornik z rafineryą. Przy sprzyjających warunkach pożar potrwać może jeszcze przez dzień jutrzejszy.

Pożar w Cieklinie - rok 1911.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Pożar w Cieklinie
W poniedziałek wielkanocny w południe wybuchł pożar w domu Józefa K., który w tym czasie był w kościele. Dom spłonął doszczętnie. Szkoda asekurowana.

Pożary w Ujeździe - rok 1910.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożary w Ujeździe
Dnia 6 b. m. [listopad] wybuchł pożar we dworze w Ujeździe ( pow. Jasło), gdzie zapaliły się stogi koniczyny. Miejscowa ochotnicza straż pożarna [...], pośpieszyła natychmiast na miejsce wypadku i po długiej i trudnej akcji  ogień zlokalizowała, dzięki czemu nie przerzucił się on mimo silnego wiatru na dwór, ani na wieś.
Dnia 7 b. m. po północy wybuchł ponownie ogień i trwał przez cały dzień.
Dnia 8 b.m. o godz. 3 rano powstał ogień po raz trzeci. Lud przestraszony wybiegał, strażacy się zbiegli i przy wielkim wichrze znów ogień stłumili do 8 rano.

Pożar w Tarnowcu - rok 1910.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Tarnowcu
Do serc litościwych. Straszne nieszczęście spotkało wioskę Tarnowiec, koło Jasła. W piątek wieczorem z niewiadomych przyczyn wybuchł ogień, który z szaloną szybkością ogarnął sześć budynków tak, że wszelka pomoc i wysiłki tak tutejszej, jak i okolicznej Straży ogniowej okazały się daremnemi wobec niszczącego żywiołu. Spłonęły doszczętnie gospodarstwa Karola J. i Petroneli J., a mianowicie: dwa domy mieszkalne, dwie stajnie i dwie stodoły, pełne tegorocznych zbiorów. Cały dobytek, praca i wysiłki ich tegoroczne obróciły się w perzynę w kilkunastu minutach. Zostali ci nieszczęśliwcy bez dachu, bez żadnego zaopatrzenia, bez żadnych środków do życia.

Pożar w Trzcinicy - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Trzcinicy
Nieszczęście pożaru nawiedziło w Trzcinicy (pow. Jasło) Jana i Justynę J. Budynki i wszystkie zbiory mieli na szczęście ubezpieczone w "Wiśle" na dniu 7/10 b.r., lecz należytość od ubezpieczenia zapłacili dopiero 19/10 b.r. Pożar  powstał dnia 25/10 b.r. o godzinie 7. wieczór. Spaliło się wszystko do szczętu tak, że zostali pod gołem niebem i prawie bez kawałka chleba.
Jan Zabawa, Karol Wojtas, Jan Jarecki, Ludwik Czajka, Cyryl Jarecki.

Gradobicie w jasielskim - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów



Gradobicie w jasielskim
Bryły (pow. Jasło). Dnia 3 b.m. [sierpień] około godz. 2 po południu, rozszalała się tutaj straszna burza z gradem tak, żeśmy prawie stanęli osłupieni; grad padał wielkości drobnych jaj  za 15 minut nie została nam nie tylko goła ziemia i drzewa bez liści a domy bez okien. Józef Czajkowicz, Jędrzej Kraz, wójt.

Gradobicie w Bieśniku - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Gradobicie w Bieśniku
Niesłychane u nas gradobicie szalało dnia 3 b.m. [sierpień] o godzinie w pół do pierwszej popołudniu. Nadciągnęła straszna burza z wiatrem okrutnym i gradem, szalała blisko pół godziny, grad bił przez 15 minut. Najwięcej można powiedzieć - ucierpiała nasza wioska, a to dlatego, że jest położona w wielkich górach między lasem, ponieważ wszystko zboże jest w polu jeszcze ani nawet żyto nie pożęte, bo u nas dopiero wtedy się zaczynają żniwa, jak się gdzieindziej kończą. I tak, co nie wymarzło w zimie, to teraz przyszedł grad i wszystko zbił do szczętu tak żyto, jak pszenicę i inne zboża. Wszystkie drzewa obiło z owocu i z liścia, nawet gałązek z drzew nałamało. Grad był taki, że nawet kury pozabijał, a leżał miejscami do drugiego dnia do godziny 9 rano. Wojciech Sikora.

sobota, 9 stycznia 2016

Wypadek w Ołpinach - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Ołpinach
 Straszny wypadek w Ołpinach (powiat Jasło). W pierwszych dniach świąt strzelali z moździerzy bracia Kazimierz i Wojciech Króle. Pomimo, że od 35 lat tem się zajmowali bez jakiegokolwiek wypadku, tego roku gdy po wystrzeleniu Kazimierz K. wsypywał proch do moździerza, nastąpił wybuch, podczas którego zapaliła się reszta prochu trzymanego w ręce w torebce. W tej chwili Kazimierz K. został otoczony płomieniem a poparzony na całem ciele walczy między życiem a śmiercią, leżąc w szpitalu i niema podobno nadzieji. Drugi brat poparzony leży w domu.

Wypadek na kolei w Jaśle - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Wypadek na kolei w Jaśle
W Jaśle na koleji zdarzył się przed kilkoma dniami straszny wypadek. Żona robotnika Antoniego L., który od kilkunastu lat pracuje przy magazynie węgli, przechodziła przez rampę podczas silnego deszczu, a więc nakryta parasolem, niosąc obiad mężowi, została powalona na szyny przez wóz węglowy. Wóz odciął nieszczęśliwej obie nogi powyżej kolan; zabrano ją do szpitala w Jaśle, lecz po dwóch godzinach umarła. Śp. Lupina liczyła lat 50 i pozostawiła 8-mioro dzieci. Kto winnym był w tem nieszczęściu wykaże śledztwo.

Pożar od pioruna Stróżówka - rok 1908.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Pożar od pioruna Stróżówka
W gminie Stróżówka (pow. Gorlice) uderzył piorun w dom mieszkalny gospodarza Jana Z. Dom spalił się zupełnie, przyczem gospodarz ratując z płomieni dzieci, został ciężko poparzony. Szkoda wynosząca 1500 koron była nieasekurowana. Nieszczęśliwy pogorzelec znalazł się wskutek tego w opłakanem położeniu, zwłaszcza że w jednym roku już po raz drugi padł jego dom pastwą płomieni. Nie wątpimy, że okoliczni włościanie wspomogą biednego pogorzelca.

Utonięcie w Olszynach - rok 1908.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Utonięcie w Olszynach
Olszyny (pow. Gorlice). 16 lipca utonęła 19-letnia Ewa Z. Przechodziła w czasie gwałtownego deszczu przez potok, poślizgnęła się i upadła. Woda uniosła ją kilka staj po kamieniach. W godzinę potem znaleziono nieszczęśliwą ofiarę. Zwłoki były pokaleczone i zsiniałe. Starzy ludzie nie pamiętają tak wielkiej powodzi, która zniszczyła dużo plonów, pozabierała mosty na potokach i rzekach, uszkodziła gościńce, pozabierała kupy kamieni. Adam Figura.

Pożar w Rychwałdzie (Owczary) - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Pożar w Rychwałdzie (Owczary)
Ostrożnie z ogniem! W Rychwałdzie spaliły się doszczętnie zabudowania Jana O. Szkoda nie asekurowana

Nieszczęśliwy wypadek na torach kolejowych - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Nieszczęśliwy wypadek na torach kolejowych
We wtorek rano przejechał pociąg osobowy pomiędzy Bobową, a Stróżami, 17 lat liczącą dziewczynę. Maszyna zmiażdżyła jej głowę i odcięła rękę. Śmierć nastąpiła natychmiast.

Pożary od piorunów w gorlickim - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Pożary od piorunów w gorlickim
W Gorlickiem spowodowały pioruny dwa wypadki pożaru. We wsi Sokół spaliła się stodoła, na szczęście jeszcze próżna, zaś równocześnie spalił się dom w Gliniku Marjampolskim.

Ciężka zima - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Ciężka zima
Z powiatu Gorlickiego. Ubiegłej zimy [1906/1907] śniegi tamowały cały ruch transportowy na drogach i kolejach. Także w gminach: Szalowy, Woli łużańskiej i Mszance śnieg zasypał tor koleji państwowej i wskutek płotów śniegowych i sadzonek wszyscy rolnicy ponieśli szkodę na gruntach obok toru kolejowego położonych - a to przez wyrzucanie śniegu z koleji na bok na grunta kolejowe lub chłopskie przez co większa ilość śniegu nie tylko całkowicie wylęgła oziminy, ale także i zasiewy młodego koniczu, a topniejąc, wymokło do reszty i na dalszej odległości od toru kolejowego.

Pożar w Żmigrodzie - rok 1906.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Żmigrodzie
W Żmigrodzie (pow. Jasło) spłonęło sześć domów mieszkalnych i stodoła wraz z przętami rolniczemi i zbożem. Ogólna szkoda wynosi 14 tysięcy Kor. Z pogorzelców zaledwie dwóch było ubezpieczonych. Pożar spowodowany został przez nieostrożne obchodzenie się ze światłem w nocy na strychu.

Pożar w Kunowej - rok 1906.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Kunowej
W Kunowej p. Jasło, 8. b.m. [listopad] z niewiadomej przyczyny wybuchł pożar i podsycany silnym wichrem, obrócił w perzynę trzy zabudowania. Wkrótce po wybuchu pożaru przybyły na miejsce 3 sikawki z okolicy, lecz brak dostatecznej ilości wody i silny wicher udaremniały obronę, zdołano zatem tylko na pół przepaloną jedną izbę odlać i wówczas wyniesiono z tejże uduszoną w dymie żonę jednego z pogorzelców z trzechletnim synkiem. Nieszczęśliwa, ratując z domu ruchomości, odurzona dymem, nie mogła znaleźć wyjścia, przez które walił dym i płomień, schroniła się zatem do dziury pod kuchnią, w nadziei, że z zewnątrz dadzą jej przecież jakiś ratunek, lecz to poszło w zapomnienie. Wszelkie środki przywrócenia im życia okazały się bezskuteczne.

Wypadek w USA naszej krajanki - rok 1904.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w USA naszej krajanki


Manchester, U.St. 10. lipca 1904. Jakie nieszczęście powoduje nieostrożne obchodzenie się z "Clerosuną", niech posłuży następujący nieszczęśliwy wypadek. Niejaka Józefa Piotrowska, pochodząca z Zagórzan (w Galicji) 3 miesiące jak przybyła z kraju, chcąc zapalić ogień w piecu, nalała do tegoż nafty; tymczasem na nieszczęście bańka eksplodowała, oblewając ją całą i nieszczęśliwa dziewczyna cała w płomieniach wybiegła na ganek, lecz zanim inni lokatorzy przybyli jej z pomocą, już nieszczęśliwa nawpół żywą była, całe ciało formalnie było usmażone. Natychmiast odwieziono ją do szpitala gdzie w kilka chwil w strasznych męczarniach umarła. Stanisław Wyderka.

Gradobicie w Krygu i Lipinkach - rok 1904.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Gradobicie w Krygu i Lipinkach
W Krygu i Lipinkach straszna burza gradowa zniszczyła 9. b.m. [wrzesień] resztki plonów.

Krwawy napad rabunkowy w jasielskim - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Krwawy napad rabunkowy  w jasielskim.
Onegdaj jechał z miasteczka Żmigrodu, pow. jasielski, młody kupiec Lesie Engel furmanką do Jasła, by udać się pociągiem nocnym do Lwowa w sprawach handlowych. Gdy o godz. 10-tej w nocy dojeżdżali do wsi Zarzecze, został napadnięty przez kilku bandytów, którzy zadali mu liczne uderzenia kołem w głowę, tak, że doznał pęknięcia czaszki i zrabowali mu 2.000 zł. Woźnica został tylko lekko poturbowany. Bandyci, korzystając z ciemności zbiegli, a ofiarę bestjalskiego napadu rabunkowego w stanie b. ciężkim odwieziono do Żmigrodu.

Cudowny lekarz w gorlickim - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Cudowny lekarz w gorlickim.
Od dłuższego czasu na terenie powiatu gorlickiego, tarnowskiego i nowosądeckiego grasował rzekomy „lekarz”, któremu wystarczało jedno spojrzenie na chorego, aby podać trafną diagnozę i zapisać skuteczne lekarstwo (?!).
Sława jego nagle zgasła, bo oto policja onegdaj w nocy wkroczyła do domu gospodarza Wojciecha Kochana w Gródku, pow. Gorlice, gdzie ukrywał się „cudowny lekarz” i mimo stawienia policji oporu i próby ucieczki, został ubezwładniony i przewieziony do aresztów sądu grodzkiego w Gorlicach. Tutaj odpokutować musi dłuższą karę za nielegalne wykonywanie praktyki lekarskiej.
Okazało się bowiem, że „cudownym lekarzem” jest Wilhelm Sieroński z Szarlocina, pow. Świętochłowice, z zawodu maszynista i był poszukiwany przez władze sądowe za wiele podobnych sprawek.

Bandycki napad na plebanię w Turzy - rok 1934.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Bandycki napad na plebanię w Turzy
Nieznany opryszek wtargnął do plebanji w Turzy pow. Gorlice i rozpoczął plądrować mieszkanie. Przebudzonego ks. proboszcza Majewicza sterroryzował rewolwerem i skradł drobną gotówkę i zegarek.

Głuchoniemy zranił siekierą egzekutora podatkowego - rok 1933.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Głuchoniemy zranił siekierą egzekutora podatkowego.
Z Jasła donosi (M.D.): We czwartek w godzinach przedpołudniowych, w czasie dokonywania egzekucji przez egzekutora urzędu skarbowego w Jaśle, p. Marjana Brandysa, u Mendli
Kurzmann w Żmigrodzie, syn jej, Dawid, głuchoniemy, rzucił siekierę z odległości 3 kroków, raniąc egzekutora ciężko w głowę.
Sprawca po dokonaniu czynu zbiegł, lecz został ujęty we wsi Pielgrzymce koło Żmigroda i osadzony w aresztach sądowych w Żmigrodzie do dyspozycji prokuratorji w Jaśle.

Ofiarę napadu przewieziono w stanie ciężkim do szpitala powszechnego w Jaśle.

Świętokradztwo w Przeczycy - rok 1933.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Świętokradztwo w Przeczycy.
Z Przeczycy piszą nam: Niewyśledzeni na razie sprawcy dokonali niezwykle  śmiałego włamania do kościoła parafjalnego w Przeczycy, pow. Jasło, skąd skradli złotą koronę z statuy N.M.P., oraz koronę Dzieciątka Jezusa i berło, wartości kilkunastu tysięcy złotych.
Koronacja N.M.P. w Przeczycy była głośną w r. 1926 i odbyła się w obecności dziś już ś. P. biskupów Fiszera i Wałęgi, oraz licznej rzeszy duchowieństwa i niezliczonych tłumów tak parafjan, jak pątników. W tymże czasie odbyła się i koronacja N.M.P. w Wielkich Piekarach na Śląsku.
Po parugodzinnym pościgu chłopi złowili, jako podejrzanego o kradzież świętokradczą, niejakiego Skibińskiego z Kołaczyc, z zawodu kominiarza, którego widziano w kościele w tym dniu, a który niedawno wrócił z więzienia w Tarnowie, gdzie odsiadywał 2 i pół roczną karę za usiłowane morderstwo z rabunkiem.

Tajemnicza zbrodnia - rok 1933.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Tajemnicza zbrodnia.
We wsi Pętna pow. Gorlice, rozegrała się jakaś tajemnicza tragedja, której bliższe szczegóły na razie są nieznane. Mianowicie w jednej z szop, stojących samotnie na polach pętniańskich znaleziono zwłoki 24-letniej Eufrozyny Ciok, oraz jej 7-miesięcznego synka.
Wstępne śledztwo wykazało, że denatka została zamordowana strzałem, oddanym z broni palnej. Synek jej zmarł wskutek zamarznięcia. Dalsze śledztwo w tej tajemniczej tragedji w toku

Podpalenie w Banicy - rok 1931.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Podpalenie w Banicy - Nadesłane przez p. Aleksandra Gucwę
(Telefonem od naszego korespondenta).
W powiecie gorlickim w Banicy wybuchł pożar w zabudowaniach gospodarza Kuca z podpalenia. Tło podpalenia jest niezwykłe. Mianowicie późnym wieczorem do mieszkania Aleksandra Giebury w Banicy przybyła, prosząc o nocleg, Julja Kwoczka, która przyniosła ze sobą swego nieślubnego synka. Gdy domownicy spali. Kwoczka wyszła z domu Gieburów i udała się do sąsiednich zabudowań, należących do Dymitra Kuca i podpaliła je. Na szczęście ogień na czas spostrzeżono i zlokalizowano.
W toku dochodzeń wyszło na jaw, że Kwoczka dokonała podpalenia z zemsty, bowiem brat Dymitra Kuca utrzymywał z nią bliższe stosunki, owocem których miał być właśnie nieślubny syn. W ten sposób chciała się zemścić na rodzinie swego kochanka, który ją porzucił. Dokonawszy podpalenia, zbiegła. Policja czyni za nią poszukiwania

Morderstwo w Libuszy - rok 1930.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.




Morderstwo w Libuszy
W Libuszy, pow. Gorlice, Antonina Konieczna do spółki z 37 letnim Aleksandrem Ziębą, zamordowała swojego męża Marka, 57-letniego gospodarza, poczem oboje podpalili dom celem zatarcia zbrodni. Zwłoki jednak na czas wyniesiono z palącego się domu a zbrodniarzy zamknięto.

Napad w Harklowej - rok 1930.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Napad w Harklowej
W Harklowej, pow. Jasło, 28-letni Jan Stój napadł na własnego ojca, 63-letniego Jakóba ze Strzeszyna z nożem w ręku, grożąc mu zamordowaniem, jeżeli nie odda mu posiadanych przy sobie pieniędzy. W czasie szamotania się wyrodny syn oberżnął ojcu kieszeń z pieniądzmi, których było 150 zł. Przyjemnego syna policja schwytała.

Włamanie do mieszkania rejenta - rok 1929.



Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Włamanie do mieszkania rejenta.
Nieznani sprawcy włamali się przez wybicie szyby w oknie do domu Stefana Klimczyka rejenta w Bieczu, pow. Gorlice. Sprawcy przecięli druty od telefonu, splądrowali całe mieszkanie i wyrzucili na pole przez okno kasę ogniotrwałą, ważącą około 800kg. Kasą tę rozpruli następnie rakiem, nieznaleźli jednak gotówki żadnej, a zabrali tylko książeczkę wojskową na nazwisko poszkodowanego, książeczkę oszczędnościową na kwotę 150zł. I czerwony ceratowy portfel. Sprawcy rozpruli kasę w formie litery „U”. Szkoda wynosi około 150zł. Sprawców było czterech, w tem jedna kobieta.

Śmiertelny upadek z wozu pod samochód - rok 1929.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Śmiertelny upadek z wozu pod samochód.
Na jadącego 1-konną furmanką Józefa Mruka, drogą powiatową Gorlice-Siary, najechał autem Mieczysław Augustyn. Auto uderzyło w tył wozu, skutkiem czego znajdujący się we wozie Feliks Kun, lat 71 z Moszczenicy spadł i dostał się pod koła samochodu. Kun poniósł śmierć na miejscu. Szofera władze policyjne po porozumieniu się ze sędzią śledczy, pozostawiły na wolności.

Wypadek na torach kolejowych - rok 1929.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Wypadek na torach kolejowych
Skąd się wziął na torze? Na torze kolejowym w Szczakowej znaleziono Michała Tulana z Wysowej pow. Gorlice, ze zmiażdżoną nogą w kostce oraz odciętą stopą. Tulena stracił przytomność tak, iż nie można  go było wypadać, czy zachodzi tu nieszczęśliwy wypadek, zbrodnia, czy zamach samobójczy.   

Wybuch granatu z wojny w Gorlicach - rok 1929.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wybuch granatu z wojny w Gorlicach
Z Gorlic donoszą nam: W dniu 1 maja Br. Stało się miasto Gorlice widownią niezwykłego wypadku.
Około godziny 11 przed południem dał się słyszeć straszny huk, który wstrząsnął murami całego miasta. Ludzie powybiegali na ulice w panicznym strachu, nie wiedząc, co się stało. Za chwilę w stronie zachodniej miasta ujrzano duży czarny słup dymu. W tamtą stronę skierowano kroki. Wkrótce sprawa się wyjaśniła.
Tuż obok cmentarza chrześcijańskiego rozbierano od kilku dni resztki murów domu Honoraty Kostkiewiczowej, zburzonego jeszcze w okresie wojny. Podczas pięciomiesięcznych walk pozycyjnych pod Gorlicami w latach 1914/1915, aż do chwili przełamania frontu rosyjskiego w dniu 2 maja 1915 roku, cmentarz chrześcijański w Gorlicach, otoczony wokoło murem, stanowił główną redutę obronną wojsk rosyjskich. Toteż na cmentarz ten kierowane były stale lufy armat austrjackich, a później niemieckich. Setki i tysiące granatów różnego kalibru pruły ziemię cmentarną i jej najbliższą okolicę, niszcząc wszystko dokoła. Wówczas to uległ zburzeniu także dom Kostkiewiczowej i do tej pory leżał w gruzach.
Obecnie przy usuwaniu jego resztek robotnicy natrafili na 18-centymetrowy granat austrjacki, który zarył się głęboko w ziemię, lecz wówczas nie wybuchnął. Przeleżał w ziemi 15 lat w stanie nieuszkodzonym, nie utraciwszy nic ze swojej siły wybuchowej. Robotnicy granat porzucili, nie doniósłszy o swem odkryciu władzom.
Drugiego czy trzeciego dnia po odkopaniu, granat dostał się w niewytłumaczony na razie sposób do rąk umysłowo chorego syna Kostkiewiczowej Edmunda, który wpadł na „kapitalny” pomysł. O kilkanaście kroków od burzonego domu rozniecił ognisko i wrzucił w nie granat. Na tyle miał jeszcze świadomości, iż wybuch może go zabić, więc wiedziony instynktem samozachowawczym, ukrył się za stosem cegieł, ustawionym o jakich 20 kroków od ogniska i tam czekał na wynik.
W chwilę potem straszny wybuch 18-centimetrowego granatu wstrząsnął powietrzem, od siły wybuchu wyleciały wszystkie szyby w oknach okolicznych domów.
Siła wybuchu zwróciła się w kierunku wschodnim ku miastu, na które padło mnóstwo większych i mniejszych odłamków rozdartego grantu. Na dach gmachu gimnazjalnego, oddalonego o 500 metrów od miejsca katastrofy, spadło kilka kawałków rozerwanego granatu w chwili, kiedy młodzież szkolna pod kierunkiem prof. P. Dziepka i w obecności dyrektora P. Prokopk odbywała na boisku szkolnem naukę gimnastyki. Nie wiedząc, czy nie nastąpią dalsze wybuchy, natychmiast polecono młodzieży ukryć się wewnątrz gmachu szkolnego. Znacznej wielkości odłamki granatu znaleziono nawet obok garażu Rady Powiatowej, oddalonej o kilometr od miejsca wybuchu. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach.
Sam sprawca nieszczęścia uniknął niechybnej śmierci tylko dzięki ukryciu się za stosem cegieł. Stos ten pod parciem prądu powietrza wywrócił się, a spadając cegły potłukły nieco szaleńcza, który dopiero wówczas począł uciekać.
Przytrzymany przez policjanta drżał, blady jak chusta. Przy badaniu oświadczył, że ten granat wystrzelił na 1 maja, a na 3 maja ma jeszcze ukryty drugi większy granat. Mówił też, że poprzedniego dnia miał zamiar granatem tym wypłoszyć szczury w hotelu Starka. Nawiasem trzeba dodać, że hotel Starka leży w centrum miasta w gęsto zabudowanej dzielnicy. Nieszczęsnego szaleńca, który mógł się stać przyczyną daleko groźniejszej w skutkach katastrofy, postanowiono umieścić w zakładzie dla obłąkanych.


W mieście Gorlicach jeszcze około 40 proc. budynków leży w gruzach od czasu wojny światowej. Któż odgadnie, ile jeszcze podobnych niebezpiecznych niespodzianek kryje w swoich ruinach to tak ciężko stopą wojny dotknięte miasto, należące do rzędu największych pobojowisk świata!

Krwawe dożynki w Sietnicy - rok 1922.



Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Krwawe dożynki w Sietnicy
Gorlice, 22 września
Na rzecz budowy domu ludowego urządzono w Sietnicy powiatu gorlickiego uroczystość dożynek, które zgromadziły licznych uczestników z okolicznych wsi. W uroczystości wzięło także udział kilku zabijaków z Moszczenicy, którzy o zmroku z błahego powodu wszczęli piekielną awanturę. Przyszło do walki na noże, w której pokaleczono ciężko gospodarza Ch., nie licząc licznych obrażeń po obu stronach. Wreszcie atakujący wyparli obrońców z majdanu do gospody, w której powybijali wszystkie szyby. Po chwili rozległy się strzały rewolwerowe, na które odpowiedziano również strzałami, nie raniąc na szczęście nikogo.

Awanturnicy oddalili się i na drodze wszczęli między sobą awanturę, kalecząc się ciężko. Nazajutrz rodzice awanturników wynagrodzili szkody materyalne. Śledztwo w toku.

Policjant z Gorlic zbrodniarzem - rok 1922.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Policjant z Gorlic zbrodniarzem
Oto na posterunku policyjnym w obrębie Gorlic jeden z niższych funkcyonaryuszy Pol., zwabiwszy dziewczynę z okolicznego domu swego mieszkania, dopuścił się na niej ohydnego gwałtu. Posterunkowy zhańbił dziewczynę dwukrotnie.
Poszkodowana zgłosiła się u pow. komendanta, w następstwie czego gwałciciela aresztowano. W ciągu najbliższych dni posterunkowy przewieziony zostanie do Krakowa, gdzie odpowie za swój ohydny czyn przed sądem.

Nieszczęśliwy wypadek w Tarnowcu - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Nieszczęśliwy wypadek w Tarnowcu
Tarnowiec, w Jasielskiem. Dnia 10 września b.r. wydarzył się w Motyczach szlacheckich następujący wypadek. Trzej chłopcy znaleźli ręczny granat. Poczęli się nim bawić rzucając go do góry. Naraz granat wybuchł, zabijając jednego chłopca na miejscu. Wszystkie wnętrzności z niego wydarło, ręce i nogi rozerwało. Drugi chłopiec został ciężko ranny w lewy bok, trzeci lżej w prawą rękę i nogę. Jakób z Tarnowca.

Nieszczęśliwy wypadek w Czermnej. - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Nieszczęśliwy wypadek w Czermnej.
Nieszczęśliwy wypadek wydarzył się w naszej wiosce dnia 18 lipca. Chłopcy: Stanisław Sobota , Roman Janusz i Stanisław Janusz, bawili się pociskiem, kulą. Naraz kula eksplodowała w rękach Soboty, urywając mu 3 palce, drugiemu raniąc rękę, trzeciemu nogę. Wszystkich trzech, ofiary własnej nieostrożności, odwieziono do szpitala w Jaśle. Wawrzyniec Węgrzyński

Poderżnięcie gardła brzytwą - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło ua utorów.



Poderżnięcie gardła brzytwą
W gminie Samokluki [prawdopodobnie chodzi o Samoklęski], obok Żmigrodu, odebrał sobie życie, przez poderżnięcie gardła brzytwą, gospodarz Józef Wojdacz, 60-letni człowiek. Przyczyną tego kroku: swary małżeńskie. Cięcie było straszne, bo głowa ledwie utrzymała się na kręgosłupie, stało się to z 16 na 17 czerwca. Stanisław R. 

Pożar w Żurowej - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Pożar w Żurowej
Żurowa, w Jasielskiem. W naszej gminie wybuchł dnia 10 czerwca pożar na plebanii. Samą plebanię zdołano uratować, spaliły się natomiast doszczętnie stajnie i stodoły, i nadto dwa stajania żyta. Przyczyna pożaru niezbadana. Stwierdzono tylko, że ogień wybuchł w rogu stodoły. P. Mikrut.

Wypadki z bronią w Lisowie - rok 1916.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadki z bronią w Lisowie
Lisów, w Jasielskiem. Chciałem opisać dla przestrogi chłopcom, jakie nieszczęścia zdarzyły się u nas z powodu strzelaniny między małoletnimi chłopcami. 15-letni Jaś Sokolowczyk poszedł w jedną niedzielę w maju z karabinem ku rzecze, jak twierdzą, żeby głuszyć ryby. Poszło z nim dwóch Czocharczyków i inni. Sokołowczyk miał strzelać w ryby, tymczasem karabin nie wypalił. Chłopcy obstąpili go, gdy naraz nabój trzasnął i trafił 10-letniego Czocharczyka w płuca. I zmarł chłopczyna w siódmym dniu w strasznych boleściach. Później znów dwaj małoletni bracia nabili pistolet prochem i podobno siekanem żelazem. Pistolet wypalił i jednemu z malców strzaskał kolano. Wije się teraz malec na łożu boleści. Antoni Janiga.

Niebezpieczne znalezisko - rok 1915.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Niebezpieczne znalezisko
Biesna ad Bobowa, we wrześniu.

Dnia 5-go września b.r. zdarzył się w naszej wsi straszny wypadek. W niedzielę popołudniu wybrało się kilku chłopców w pole. W polu znaleźli granat, który nie eksplodował. Nierozważni, chcieli ten granat rozbić. Gdy zaczęli nim tłuc, granat wybuchł i na miejscu zabił dwóch, jednego 18-to, drugiego 6-cio letniego, dwóch zaś bardzo ciężko poranił. Odwieziono ich do szpitala do Nowego Sącza. Wiktorya Ligęza.

Wypadek w Jaśle - rok 1914.

Zachowano isownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Jaśle
Tragiczna śmierć. Z Jasła piszą nam: W dniu 14 b.m. [sierpień] zmarł zasłużony wiceburmistrz naszego miasta p. Klier. P. Kliera przejechał automobil ciężarowy. – W Jaśle tragiczny wypadek, którego ofiarą pasł wice burmistrz miasta, wywołał ogromne wrażenie.



Kradzież w Gorlicach - rok 1914.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Kradzież w Gorlicach
Kradzież 45000 koron. Do urzędu podatkowego w Gorlicach włamali się onegdaj złodzieje i rozbiwszy kasę ogniotrwałą, zawierającą depozyta, zabrali 45.000 koron. Na ślad ich dotychczas nienatrafiono.

Zamordowanie karczmarza w Kobylance - rok 1913.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zamordowanie karczmarza w Kobylance.
Gorlice, 4 lutego.
W dniu wczorajszym dotarła do naszego miasta wiadomość o strasznem morderstwie, jakiego dokonano w pobliskiej Kobylance, na osobie pewnego karczmarza i jego żonie.
Wedle informacyj, jakie tu nadeszły, morderstwa dokonano w następujących okolicznościach.
W nocy, z soboty na niedzielę, gdy właściciel szynku w Kobylance, Hollander i jego żona pogrążeni byli w głębokim śnie, nieznani sprawcy wdarli się do szynku, łączącego się z mieszkaniem szynkarza i rozpoczęli tam rabunek. Hollander, usłyszawszy prawdopodobnie szmer w karczmie, zbudził się, a wtedy złoczyńcy zadali mu cały szereg ran, tak iż staruszek niebawem wyzionął ducha. Ciż sami sprawcy poranili ciężko jego żonę, którą przewieziono do tutejszego szpitala.
Jak się zdaje, nieszczęśliwą kobietę będzie można utrzymać przy życiu.

Czy sprawcy okrutnego mordu zabrali co gotówki, na razie nie stwierdzono. 

piątek, 8 stycznia 2016

Pogórze, - regjon cennych zabytków kultury - artykuł prasowy z roku 1938.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.









Pogórze, - regjon cennych zabytków kultury.

         W związku z daleko naprzód posuniętymi badaniami naukowemi Karpat Polskich, prowadzonemi w ostatnich latach przez Komisję Naukowych Badań Ziem Wschodnich oraz Komitet Badań Naukowych Ziem Górskich przy Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie przy podziale Karpat na regjony etnograficzno-kulturalne, wyłoniła się potrzeba uwzględnienia i dokładnego opracowania nowego regjonu, nigdy przedtem nie wyróżnianego, mianowicie polskiego regjonu Pogórza Beskidu Niskiego w środkowym łuku Karpat.
         Etnograficzno-kulturalny regjon Pogórza pod względem obszaru z małemi odchyleniami pokrywa się z fizjograficznym regjonem Pogórza Beskidu Niskiego od Dunajca na zachodzie po San na wschodzie i obejmuje północne części powiatu gorlickiego, jasielskiego i krośnieńskiego.
         Pogórze zostało dość wcześnie zaludnione osadnikami polskimi przybyłymi tu od północy i zachodu a przynależnymi do etnicznych grup Sandomierzan, Krakowiaków i Górali. Na Pogórzu jako na podkarpackim trakcie handlowym kilkakrotnie przeciętym drogami z Polski do Węgier, powstały znane nam miasta Grybów, Bobowa, Gorlice, Biecz, Jasło, Żmigród i Krosno.
          Ludność Pogórza, na skytek sąsiedztwa z ludnością ruską, oraz liczne kontakty ze Słowakami na Zakarpaciu, wytworzyła odrębną kulturę regionalną.
          Przedewszystkiem Pogórzanie wyróżniali się ciekawym strojem, składającym się z białego wełnianego płaszcza czyli cuwy, niebieskiej kamizelki i czapki magierki zwanej także żarnami lub kremką. Strój zaś kobiet odznaczał się bielą spódnic i koszul oraz karmazynem lub błękitem gorsetów i zapasek.
           Chat Pogórzan były z reguły budowane na zrąb, zasadniczo jednoizbowe, zaś przy przybudówkach ściany łączono na sumik. Nie brak też na Pogórzu licznych zabytków architektury w postaci starych drewnianych kościołów, nie zajmując się szerzej budownictwem murowanem w Bieczu, Bobowej, Krośnie.
           Również na Pogórzu dochowało się wiele ciekawych obrzędów ludowych i pieśni, których nie podobna wymienić w krótkim artykule, a które są nader charakterystyczne dla tego regjonu.


A.W.

czwartek, 7 stycznia 2016

Wypadek pijanego woźnicy - rok 1912.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Wypadek pijanego woźnicy
Nieszczęśliwy wypadek. Dnia 28 listopada o g.8 wiecz. powracał włościanin Marcin Dz. z żoną Anną z wesela z Łubna Szlacheckiego do gminy Grabaniny-Sadki powiat Jasło. Ponieważ był w stanie podpitym, przeto tak niezręcznie powoził końmi, że na skręcie drogi wjechał do głębokiego rowu. Dz.-owa, wypadając z wozu, uderzyła głową o kamień z taką siłą, że poniosła śmierć na miejscu. Dz. ciężko się potłukł.

Napad i kradzież w jasielskim - rok 1912.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Napad i kradzież w jasielskim
Tegoż dnia [ 1 sierpnia] zjawił się u włościanki Franciszki D. nieznajomy jakiś łobuz i zapytał się czy jej mąż jest w Ameryce i czy nazywa się Stanisław D. Kobieta odpowiedziała: "tak". On jej mówi, że jego brat przyjechał z Ameryki i że razem z jej mężem pracował i przywiózł 300 dolarów od męża.
-Pójdziecie ze mną - mówi - niedaleko stąd, tylko mila, nazywa się Szydłów.
Kobieta, gdy to usłyszała, z radości przyniosła łobuzowi kiełbasy i piwa. Tenże sobie pojadł i popił. Po  tem śniadaniu wybrali się do tego mniemanego Szydłowa. Ale nie zastanowiła się kobieta, gdzie jest ten Szydłów, że takiej miejscowości nie tylko mila, ale kilka mil w okolicy Jasła niema. Kobieta żądna pieniędzy poszła na oślep. Ale ten Szydłów inaczej się kobiecie przedstawił. Bo zaledwie uszli może pół mili i przyszli do lasu w gminie Wolicy, rzucił się na nią nieznajomy, wyjął jej pulares, w którym na szczęście było tylko 5 koron i te sobie za swój trud zabrał. Czytelnik.

Pobicie w Ołpinach - rok 1911.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pobicie w Ołpinach
Ołpiny 2 listopada. W naszej gminie niejacy Paweł G. i syn jego Bronisław [...] wielcy amatorzy gorzały. Nazywają ich tu u nas bezpłatnymi  dentystami i cyrulikami, puszczającymi za darmo krew. Dnia 2 listopada napadli oni w żydowskiej karczmie na krawca Jana D. i ciężko go pobili, robiąc mu cztery dziury w głowie i wybiwszy mu dwa zęby. Trzeba dodać, że w głowę pokaleczył go młody G., bijąc go z tyłu twardem jakiemś  narzędziem, a ojciec walił z przodu.

Wyścigi pijaków w Czeluśnicy - rok 1911.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wyścigi pijaków w Czeluśnicy
Dnia 27 października b.r.  po południu, przy dobrym humorze po napitku, jechali z miasta gospodarze, jeden z Czeluśnicy, a drugi z Gliniczka, jechali i mijali się od wsi Wolicy ku Czeluśnicy, i najechali na kobietę, co szła z miasta i tak silnie została uderzona, że na miejscu ducha Bogu oddała; zwłoki inni ludzie zabrali i przywieźli do Czeluśnicy, do własnego domu. Tak mijanka pijanych ludzi doprowadza do nieszczęścia. Jan Śmietana.

Samobójstwo na torach w Stróżach - rok 1911.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Samobójstwo na torach w Stróżach
Stróże, 2 czerwca
Onegdaj położył się pod koła pociągu osobowego w Stróżach oficyant kolejowy Kornel Guzik i znalazł śmierć na miejscu. Do samobójstwa popchnęła go obawa przed nędzą. Stosunki jego finansowe przedstawiały się fatalnie. Desperat pozostawił żonę i osierocił troje nieletnich dzieci.

Zaginięcie w Krygu - rok 1910.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zaginięcie w Krygu
Zaginęła Jadwiga Kosibianka córka ubogiej wdowy po kowalu w Krygu pow. Gorlice, wysoka blondynka oczy niebieskawe zamglone chora umysłowa. Z powodu choroby żołądka oddano ją do szpitala w Gorlicach w październiku 1908 r. a po kilkudniowym tamże pobycie kazano jej szpital opuścić bez uwiadomienia matki. A nie znając drogi do domu nie wiedząc nazwy swej rodzinnej wsi małomówna a przytem bojaźliwa, wyszła ze szpitala i dotychczas jej odnaleźć nie można. Opowiadają ludzie, że podobna dziewczyna była we wsiach w Święcanach i Binarowy koło Biecza. Matka mieszka w Krygu na przysiółku zwanym Świniarki i to słowo zdaje się będzie pamiętać. Na tej drodze udaję się do wszystkich litościwych, którzyby wiedzieli o podobnej dziewczynie zechcą donieść pocztą do Rozalji Kosibowej w Krygu, poczta Kobylanka, za zwrotem poniesionych kosztów do K.[koron] 20.

Wypadek w Olszynach - rok 1910.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Olszynach
Przez alkohol do nieszczęścia! W Olszynach (pow. Gorlice) pojechał dnia 7 grudnia K. B. do młyna do pobliskiej wsi Święcany. Wyjechał z domu rano a powracał późno wieczorem;pozostawił konie przed karczmą w Ołpinach, sam zaś poszedł do karczmy i dłuższy czas popijał. Tymczasem konie zniecierpliwione zabrały się i szły do domu a gdy weszły na potok napiły się i posuwały się naprzód potokiem, aż weszły w tak ciasne brzegi że ani naprzód ani w bok nie było wyjścia. Po długich cierpieniach tam zostały nieżywe

Podpalenie w Kowalowach - rok 1910.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Podpalenie w Kowalowach
W Kowalowach pod Jasłem podpaliły  8 bm., [październik] dzieci stodołę Jakuba W., przy czem i dom jego oddalony o 20 kroków, spłonął doszczętnie. Domy sąsiednie ocalały niemal cudem bożym. Szkoda wynosi około 3500 koron, nieubezpieczone. Jakób Mastaj.

Dziwna śmierć leśniczego w Kobylance - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Dziwna śmierć leśniczego w Kobylance
Niespodziewany wypadek śmierci zaszedł w Kobylance (pow. Gorlice). Franciszek B. leśny z niewiadomej przyczyny, został pozbawiony życia. Oto dnia 2-ego b.m. [grudzień] wyszedł z domu w celu przygotowania polowania. Mimo poszukiwań ludzi i żandarmerji po lasach i gdzie tylko można było zauważyć jakieś urwisko, grożące życiu człowieka, nie natrafiono na żaden ślad. Aż dnia 8-ego b.m. odnalazł go pewien włościanin wieczorem w strumyku w pozycji klęczącej na jedno kolano. A.P.

Wypadek w Siedliskach - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Wypadek w Siedliskach
Straszny wypadek. Dnia 22. kwietnia b.r. wieczór powracał od pracy polnej gospodarz G. z Siedlisk do Berdechowa około Bobowej i po drodze wstąpił do karczmy w Siedliskach i podpiwszy sobie alkoholu odpowiednio, siadł na wóz, ruszył i zasnął. Nieujechawszy ani ćwierć kilometra, wjechały konie na rampę kolejową tuż przy samej budce, zderzyły się z nadchodzącym od Tarnowa pociągiem, ponieważ i budnik nie zamknąwszy ramp spał sobie również smacznie. Wskutek czego jednego konia zabiło, drugiego na kawałki poszarpało, z którego łep aż na stacji w Bobowej znaleziono, a owemu gospodarzowi nogi połamało i leży obecnie w szpitalu.

Zamarznięcie w Kobylance - rok 1909.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zamarznięcie w Kobylance
Ofiara wódki i mrozu. Dn. 24 bm. [luty] w Kobylance, skutkiem wielkiego śniegu, zamarzła na śmierć Krystyna B., licząca 42 lat, powracając z Gorlic z jarmarku, owa kobieta lubiła się często rozgrzewać alkoholem, więc nie śnieg,  tylko rum i wódka przyprowadziły ją o śmierć. Andrzej Przybyłowicz z Kobylanki.

Śmierć wksutek pijaństwa w jasielskim - rok 1908.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Śmierć wskutek pijaństwa w jasielskim
W Bryłach ( pow. Jasło) zaszedł 1 bm. [maj] taki wypadek: Szczepan Ś., 48-letni gospodarz wraca końmi zupełnie pijany z targu z Jasła do domu. Nie wiedząc co robi, wjechał  Ś. do głębokiego rowu, przyczem spadł z wozu i doznał złamania kości w karku. Bezprzytomnego przywieziono do domu, posłano po księdza, ale zanim ksiądz przybył, Ś. zakończył życie.  Józef Czajkowicz.

Pożar w Siarach - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Pożar w Siarach
Ostrożnie z ogniem! Dnia 10. z. m. [listopad] spaliły się w Siarach (Gorlice) trzy domy. Ogień wznieciły dzieci pozostawione bez dozoru w domu jednego z pogorzelców - Pawła P., któremu spaliło się wszystko doszczętnie. Wprawdzie ludzi zbiegło się mnóstwo do ognia, jednak zamiast pomagać gasić pożar, to z założonymi rękami większość stała i przypatrywała się bezmyślnie rozszalałemu żywiołowi. Smutny to bardzo objaw ludzkiej nieczułości i braku litości nad niedolą sąsiedzi.

Zaginięcie w Ropicy - rok 1907.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Zaginięcie w Ropicy.
W Ropicy obok Gorlic mały chłopczyk, wyszedłszy na zabawę, zapędził się aż do lasu, gdzie zabłądził. Dopiero po trzech dniach zdołano go odszukać, ale już nieżywego w lesie.

środa, 6 stycznia 2016

Tragiczna śmierć biednej wdowy w Jaśle - rok 1906.

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



Tragiczna śmierć biednej wdowy w Jaśle.
Słabość woli, brak energii do zniesienia nieszczęść i cierpień popycha człowieka w objęcia rozpaczy, w objęcia beznadziejnego zwątpienia. Rozpacz zaś i zwątpienie najczęściej są przyczyną samobójstw, owych ponurych tragedyi życiowych, jakich tak często jesteśmy świadkami. Na tem tle rozegrała się również tragedya biednej wdowy w Jaśle.
Ludwika Stańskowska, młoda, bo dopiero 31 lat licząca wdowa po portyerze kolei państwowej w Jaśle, matka dwojga małoletnich dzieci, od dłuższego czasu, to znaczy od czasu śmierci mężą popadła w histeryę. Bieda dokuczała jej na każdym kroku, biedna kobieta traciła coraz bardziej wiarę w swe siły, nie mogła znieść tego, że dzieci nie odbiorą z powodu braku ojca należytego wychowania, postanowiła więc ostatecznie odebrać sobie życie. Rozpacz pomieszała jej zmysły, zwątpienie pchnęło ją do grobu.
Dnia 5 bm. Stańkowska wstała przed godziną szóstą rano. Widocznem było, że napadł ją ostry szał histeryczny, bo wypędziła dzieci z domu na ulicę, chociaż mróz dochodził 10° Celsjusza, a ponadto wicher dął mroźny, sama zaś wybiegła za niemi i popędziła nad rzekę Jasiółkę w zamiarze odebrania sobie życia w jej zimnych nurtach. Jasiółka była już od kilku dni zamarznięta, ale ta przeszkoda nie zbiła z tropu nieszczęśliwej. Stańkowska rozebrała się na brzegu rzeki do naga i jak jej stopy wskazywały, szukała czy nie ma gdzie w lodzie wyrąbanej przerębli, gdzieżby śmierć znaleźć mogła. Ale cała rzeka przedstawiała się jak równa, bez skazy lustrzana płaszczyzna; nawet przeręble były zamarznięte.
Widząc, że w nurtach Jaskółki śmierć znaleźć nie może, pobiegła nieszczęśliwa ku torowi kolejowemu, oddalonemu od rzeki o blizko półtora kilometra, przez zagony, przez pola, potykając się co chwila i raniąc ręce i nogi. Dobiegła nareszcie do toru, położyła się na szynach i czekała śmierci. Dobieg ją stukot pociągu, widocznie ku niej się zbliżającego. Nadzieja, że wreszcie umrze, zaświtała w sercu nieszczęśliwej. Ale, niestety, i tu ją spotkał zawód. W kilka chwil późnej przebiegł obok niej całą siłą pary pociąg, idący do Tarnowca, ale drugim torem.
Wstała więc – jak widać ze śladów – pobiegła dalej, zobaczyła kilka obok siebie leżących szyn rezerwowych pomiędzy dwoma torami. Sądziła, że jeżeli legnie obok tylu szyn, to z pewnością jakiś pociąg przecież ją przejedzie. Nadszedł drugi pociąg, idący w stronę Moderówki, ale znów po innych szynach.
Fot. A. Bruck
Nieszczęśliwa czekała cierpliwie. Włożyła obie ręce pod głowę i leżała na szynach, przy dziesięciostopniowym mrozie, czekając śmierci jak wybawienia. Niestety – śmierć ją trzykrotnie już zawiodła. Zmęczona i znużona zimnem usnęła. Znalazł ją dopiero strażnik kolejowy, przechodzący w służbie po torze i zaalarmował stacyę Jasło, skąd bezzwłocznie przebiegli ludzie z lekarzem. Zajęto się zaraz akcyą ratunkową, ale mimo zastosowania wszelkich możliwych środków nie zdołano jej przywrócić do życia. Nieszczęśliwa kobieta zamarzła. Nie mogła znaleźć śmierci w rzece, ani pod kołami pociągów, mróz się więc nad nią zlitował.
A po niej zostało dwoje biednych dzieci, małoletnich, nie będących w stanie zapracować na życie, rzuconych w świat jako te liście jesienne, na zmarnowanie…

Załączona obok fotografia przedstawia komisyę sądowo lekarską podczas sekcyi zwłok nieszczęśliwej Stańkowskiej. Lekarze dr. Masudziński i dr. Kadyi, którzy dokonali sekcyi, stwierdzili u zmarłej histeryę w najwyższym stopniu.

Zostań Patronem Z Pogranicza