OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

piątek, 30 października 2015

Wielki pożar Cieklina, 1970 r. - według notatek prasowych z Nowin Rzeszowskich

21 kwietnia 1970 r.

Groźny pożar w Cieklinie, w pow. jasielskim
Spłonęło 35 budynków
 (Inf. Wł.)
20 kwietnia, o godz. 2.30, w Cieklinie, w pow. jasielskim, wybuchł groźny pożar, który strawił 35 budynków, w tym 22 mieszkalne. Wszyscy mieszkańcy domów objętych pożarem zdołali się uratować; 5 osób poparzonych i jedną ranną odwieziono natychmiast do szpitala. Nie zdołano, niestety, ocalić inwentarza żywego. Ofiarą ognia padło 7 krów, 4 konie, 22 świnie.
Rozprzestrzenianiu się pożaru sprzyjał silny wiatr, który wytworzył prawdziwą burzę ogniową, w ciągu kilkunastu minut wszystkie domostwa zabudowane zwarto (spośród 25 budynków 25 było krytych strzechą, a tylko jeden murowany) stanęły w ogniu.
Już po 15 min. Przybyły na miejsce klęski okoliczne ochotnicze straże pożarne. W akcji uczestniczyły ogółem 24 jednostki straży – 16 OSP, 8 zawodowych – z Jasła, Krosna, Gorlic, Rzeszowa, Dębicy, Zakładów Rafinerii Nafty w Jedliczu i Niegłowicach oraz Zakładów „Gamrat” w Jaśle. Akcją ratowniczą dowodził zrazu komendant powiatowy straży z Jasła kpt. Władysław Folczyk, a następnie komendant wojewódzki straży płk Andrzej Bazanowski. Utrudniał ją brak wody.
Walka 260 strażaków z wielką siłą żywiołu (ogień groził dalszym rozprzestrzenianiem się) trwała do godz. 6 rano. Takiego pożaru ( na wsi) kroniki straży pożarnych naszego województwa nie notowały od kilkunastu lat.
Jego przyczyny oraz straty bada specjalna komisja. (ep)


22 kwietnia 1970 r.

Pierwsza pomoc dla pogorzelców z Cieklina
 (Inf. Wł.)
Wiadomość o nieszczęściu, jakie dotknęło wielu mieszkańców Cieklina spowodowała natychmiastową reakcję władz i społeczeństwa powiatu jasielskiego. Z pomocą pośpieszyły zakłady pracy, jak też osoby prywatne, mieszkańcy okolicznych wiosek i jasielscy taksówkarze, którzy przekazali pewne ilości ubrań i obuwia dla najbardziej poszkodowanych. Z doraźną pomocą pośpieszyło prezydium PRN w Jaśle. Do dnia wczorajszego wypłacono 22 zapomogi po 2 tys. Złotych oraz rozdzielono 50 paczek żywnościowych dla 22 rodzin. Z funduszów PCK przydzielono również najbardziej potrzebującym zapomogi pieniężne. Społeczny komitet pomocy pogorzelcom utworzony przy GRN Cieklin dostarczył poszkodowanym potrzebną ilość pieczywa i innych artykułów pierwszej potrzeby.
Powiatowy inspektorat PZU dokonał wstępnego szacunku szkód wyrządzonych przez pożar. Zaliczkowo dokonano wypłaty odszkodowań dla 22 gospodarstw po 15 tys. Złotych.
Prezydium PRN w Jaśle zwróciło się do Prez. WRN w Rzeszowie o dodatkowy przydział materiałów budowlanych na odbudowę zniszczonych przez ogień budynków mieszkalnych i gospodarczych. Bank Rolny przydzieli dotkniętym klęską żywiołową długoterminowe pożyczki poza kolejnością.
Śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn pożaru trwa. (fem)


23 kwietnia 1970 r.

Wokół tragedii Cieklina
 Zebranie koła ZMW  w Cieklinie. Jeden z punktów obrad – organizacja zabawy.
- Nie dadzą nam zezwolenia na alkohol. Trzeba kogoś dokooptować na organizatora – mówi jeden z dyskutantów. Ale kogo? Z wielu partnerów wybrano… miejscową ochotniczą straż pożarną. Tak powstał komitet organizacyjny zabawy. Zamówiono orkiestrę, zakupiono wódkę, wino, kiełbasę, bułki.
Wkrótce mieszkańcy Cieklina i okolicznych wsi mogli czytać ogłoszenia wiszące na płocie: „…Straż Pożarna i Koło ZMW w Cieklinie organizują dnia 19 kwietnia 1970 r. wielką zabawę wiosenną… początek o godz. 18.00, na którą zapraszamy wszystkich mieszkańców wsi i okolic”.
Wieść o zabawie szybko rozeszła się po wsi Cieklin. Kto żyw ciągnął wieczorem do wiejskiego domu kultury, skąd słychać było odgłosy dętej orkiestry. Z początku nieśmiało, z upływem czasu coraz więcej par szło na parkiet, w tany. Wesołość była ogólna.
Trudno ustalić dzisiaj liczbę osób obecnych na zabawie, która poprzedziła tę tragiczną noc, kiedy część wioski padła ofiarą „czerwonego kura”. Jedni mówią, że było 200, inni że 100. Przyjmijmy nawet tę ostatnią liczbę.
- Panie, nikt nie był pijany. Ot, wypili „po kielichu”, ale nikt się nie przewracał. Ile wypito tego alkoholu?
Jak oświadcza bufetowa zabawy, „Było 3 transportery wódki, a 10 butelek zostało”. Matematyka prosta. W każdym z transporterów 25 półlitrówek razy 3 równa się 75, pozostało 10. Wypito więc 65 półlitrówek! Do tego jeszcze trzeba dodać 2 transportery wina – 50 butelek. Nie licząc tego, co każdy przyniósł ze sobą „na wszelki wypadek, gdyby miało zabraknąć”. Targ, w targ – przyjąć można butelkę na głowę. Mocne mają głowy w Cieklinie. Nawet się nikt nie zatoczył!
 Około godz. 1.00 grupkami, parami opuszczali wiejski dom kultury zmęczeni tancerze. Został tylko komitet organizacyjny, dla którego na zakończenie (godz. 2.00) orkiestra odegrała pożegnalnego marsza.
Naprzeciw domu kultury stał pusty dom pod strzechą, którego właścicielka Maria Staniszewska zmarła przed rokiem. Co tu ukrywać – służył on dla uczestników zabawy jako WC. Na dobrą sprawę wszyscy z zabawowiczów byli tutaj chociaż jeden raz.
Przeraźliwy dźwięk syreny o godz. 3.00 zrywał ze snu mieszkańców wsi. Wielu z nich nie zdążyło jeszcze dobrze zasnąć, przeżywając doznane na zabawie wrażenia. Tymczasem ogień z pustego mieszkania Staniszewskiej z błyskawiczną szybkością niesiony na skrzydłach wiatru, rozprzestrzeniał się. Jak na ironię motopompa miejscowej straży odmówiła posłuszeństwa. Całe wiązki palących się strzeszaków unoszone wiatrem, lądowały na dachach sąsiednich domów i budynków gospodarczych. Blacha i dachówka oparły się płomieniom, ale wszystko to co pokryte było słomą, błyskawicznie zaczynało się palić. Akcja przybyłych straży była o tyle utrudniona, że ogień przerzucał się z miejsca na miejsce. Paliło się jednocześnie w kilkunastu miejscach. Dobrze, że wezbrany potok Bednarka płynący przez środek wsi (przepraszamy Czytelników za błędną informację podaną w „Nowinach” w dn. 21 kwietnia, że w pobliżu nie było wody) dostarczał wody tak potrzebnej do ugaszenia pożaru. Godziny grozy dla Cieklina ( od 3.00 do 6.00) mijały szybko. Ogień trawił dobytek, bo na ratunek w wielu przypadkach było z późno.
Zgliszcza jeszcze dymią, stoją obok nich grupki mieszkańców wsi, patrzą na pogorzelców wyciągających z popiołu zwęglony dobytek, osmalone bierwiona, zwęglony inwentarz żywy. Przekrwione zmęczeniem oczy mężczyzn, zapłakane kobiet, są wymownym dowodem tragicznych przeżyć pamiętnej dla Cieklina nocy z 19 na 20 kwietnia 1970 r. Nocy, która zaczęła się tak wesoło dla wielu.
Franciszek Maksym ma dobrze po sześćdziesiątce. Białe włosy i pokryta zmarszczkami twarz są wymownym dowodem tego, że jego życie nie było łatwe.
- Ja, panie, byłem chowany inaczej. Chodziło się na zabawy, ale o wódce nie było nawet mowy. Niechby matka czy ojciec poczuła ode mnie alkohol, powróz bym miał na swoich plecach a dzisiaj taka, panie, młodzież, że jeszcze ma „mokro” pod nosem, a fajkę wsadzi w zęby i pije wódkę, aż się kurzy. Ważne to potem, starszego nie uszanuje, uwagi sobie zwrócić nie da. Nie mówię, żeby się nie zabawić, ale wszystko ma swoje granice.

„Miłe złego początki”
 - Byłem na zabawie do godz. 23.00, ale wszystko było w porządku. Nic nie zapowiadało tragedii – mówi sekretarz KG PZPR Tadeusz Czechowicz. Podobne zdanie wypowiadają Aleksy Świątek – komendant straży, Jan Dziedzic – przewodniczący koła ZMW i Stanisław Cygan – gospodarz zabawy. Nic nie zapowiadało tragedii…
Od roku 1929 – Kidy to pożar strawił pół wsi – Cieklin nie przeżył podobnej tragedii. Może owe 40 z górą lat uśpiło czujność mieszkańców? Za ten sen zapłaciły drogo 22 rodziny, które zostały pozbawione dachu nad głową, a ich wieloletni dorobek poszedł z dymem.
Do Cieklina ciągnął samochody, traktory, furmanki załadowane żywnością, odzieżą, słomą, tarcicą. To władze powiatowe i ludność okolicznych wsi śpieszy z pomocą pogorzelcom. Sąsiedzi starają się pocieszać dotkniętych klęską. Ale słowa pociechy nie docierają do Eugeniusza Kmiecika, którego dorobek wielu lat znikł w kilkudziesięciu jakże strasznych minutach. Obandażowana głowa i ręce, przypalone włosy, zachrypnięty głos – są dowodem tragedii, jaką przeżył on i jego towarzysze niedoli.
Pozostaje problem ustalenia przyczyn wybuchu pożaru. Według powszechnego mniemania, przyczyną bezpośrednią było zaprószenie ognia w niezamieszkałym domu usytuowanym w sąsiedztwie wiejskiego domu kultury. Zabaw było wiele, ale jakoś udawało się. Tym razem 22 rodziny z Cieklina zapłaciły haracz czerwonemu kurowi, który raz jeszcze dał o sobie znać. Cieklińska lekcja, jakże tragiczna – niech będzie przestrogą dla innych. Nie czekajmy na podobne. Strzechy muszą natychmiast zniknąć z naszych wsi.
Przed trzema laty Powiatowy Inspektorat PZU w Jaśle wystąpił z wnioskiem zmiany pokrycia dachów we wsi, ze strzech słomianych na inne – ognioodporne. Rolnikom proponowano na dogodnych warunkach długoterminowe pożyczki. Ale, jak twierdzi przewodniczący GRN Leon Szańca – mieszkańcom nie śpieszyło się do tego Te domy, które miały blachę i dachówkę oparły się pożarowi. Spłonęły kryte słomą. Dzisiaj chyba nie trzeba przekonywać nikogo w Cieklinie o konieczności zamiany pokrycia dachów i ostrożnym obchodzeniu się z ogniem, lekcja była zbyt tragiczna.

Marian Fijołek.


2 komentarze:

  1. Dobrze jest poczytać trochę ciekawostek z historii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki za blog.wlasnie siostra wspominała ten pozar z jej dzieciństwa i do dziś pamięta .pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń


Zostań Patronem Z Pogranicza